
Na papierze posłowie zarabiają niespełna 13 tysięcy złotych miesięcznie. Jednak rzeczywistość sejmowych wypłat jest znacznie bardziej lukratywna. Jak wynika z analizy Najwyższej Izby Kontroli, rzeczywiste dochody parlamentarzystów mogą być nawet o jedną trzecią wyższe – a to dzięki dodatkom za pełnienie funkcji w komisjach oraz podkomisjach.
Nie tylko pensja. Dochody z dodatkami sięgają ponad 15 tysięcy
Zgodnie z oficjalnymi danymi, w 2024 roku miesięczne uposażenie poselskie wynosiło 12 826,64 zł brutto. Ale jak pokazuje raport NIK, średnie zarobki posłów zawodowych, czyli tych, którzy nie wykonują żadnego innego zawodu poza mandatem, sięgają 15 282,25 zł. Kluczem do tej różnicy są dodatki – przede wszystkim te związane z pełnieniem funkcji w strukturach parlamentarnych.
W sumie 382 spośród 460 posłów to właśnie zawodowi parlamentarzyści. Do ich wynagrodzenia doliczane są m.in. odprawy oraz dodatki funkcyjne. Przewodniczący komisji sejmowych otrzymują co miesiąc o 20% więcej, ich zastępcy – o 15%, a kierujący pracami podkomisji mogą liczyć na dodatkowe 10%.
Górny limit? 35 procent więcej, ale nie za darmo
Marek Ast z PiS zaznacza, że choć dodatki są znaczne, to obowiązuje ustawowy limit – nie mogą one przekroczyć 35% podstawowego uposażenia. – To nie są pieniądze „za nazwisko”. Przewodniczenie komisji to duża odpowiedzialność, stres i masa pracy. Można to porównać do dodatku dyrektorskiego czy kierowniczego w innych zawodach – tłumaczy poseł.
Dodatek stoi w miejscu, a pensja… traci na wartości?
Posłanka Koalicji Obywatelskiej, Krystyna Skowrońska, która pełni funkcję wiceprzewodniczącej Komisji Finansów Publicznych, przyznaje, że dodatki za funkcje w komisjach nie zmieniły się od lat. – Nie narzekam, ale warto przypomnieć: w 2001 roku poselska pensja była równa 3,8 przeciętnego wynagrodzenia w kraju. Dziś to niespełna dwukrotność. Trzeba spojrzeć na to w szerszym kontekście – komentuje parlamentarzystka z wieloletnim doświadczeniem.
Dieta – bonus bez podatku
Oprócz wynagrodzenia posłowie otrzymują także nieopodatkowaną dietę parlamentarną w wysokości ponad 4 tys. zł. Przeznaczona jest ona na pokrycie kosztów związanych z pełnieniem mandatu – takich jak dojazdy, noclegi czy reprezentacja. Jednak krytycy wskazują, że w praktyce bywa traktowana jako dodatek „do kieszeni”.
se.pl