
Jak podaje “Fakt”, były sędzia Tomasz Szmydt miał ponad miliona złotych długów w parabankach. Poza tym zalegał z alimentami i miał problemy z alkoholem. To dlatego prawdopodobnie zdecydował się na współpracę z białoruskimi służbami.
Okazuje się też, że nie miał żadnych oszczędności, mieszkania, ani domu. Do spłacenia miał prawie 600 tys. zł kredytów. Za wynajmowane w Warszawie mieszkanie płacił 4 tys. zł miesięcznie. dodatkowo płacił alimenty byłej żonie. Zapożyczał się w firmach pożyczkowych, oferujących szybkie pożyczki z krótkim terminem spłaty i bardzo wysokim oprocentowaniem. Poza tym wszystkim miał jeszcze problemy z alkoholem.
– Aspekty finansowe są podstawą pracy każdego wywiadu i werbowania ludzi – twierdzi Vincent Severski, pisarz, były pracownik wywiadu.
Z informacji, do jakich dotarła “Gazeta Wyborcza”, wynika, że między 7 a 10 czerwca 2023 r. Szmydt po raz pierwszy wyjechał do Mińska. Kolejne dwie podróże odbył do Turcji. Jest prawdopodobne, że te wyjazdy mogły służyć werbunkowi przez obce służby.
“GW” pisze, że Szmydt ruszył autem z Warszawy do Terespola. Przed przejściem granicznym utknął w korku i na opuszczenie kraju czekał dobę. A to z kolei – oznacza raczej, że wyjazd sędziego nie był pospieszną ewakuacją agenta.
wp.pl