Szwajcarzy to też Niemcy, tyle że tacy z chronicznym zapaleniem strun głosowych. Tak przynajmniej twierdzą mieszkańcy Hamburga, Berlina czy Kolonii. Od „echte Deutschów” różnią się poza wymową także zasobnością portfela i historią – Szwajcarzy mieli Wilhelma Tella, a Niemcy Hitlera, co ci pierwsi tym drugim bardzo lubią wytykać.
Szwajcarzy, wbrew temu, co o sobie mówią, nie są potomkami celtyckich Helwetów. Są w dwóch trzecich germańskimi Alemanami – tak jak niemieccy Badeńczycy i francuscy Alzatczycy. Dalsze 20 procent to zromanizowani germańscy Frankowie. A reszta – czyli 7 procent populacji – jest potomkami Włochów i Retoromanów…
Nie zmienia to faktu, że „Helweci” są narodem karnym, pracowitym i wściekle bogatym. Dlatego warto się im przyglądać, przysłuchiwać i nie robić tych samych błędów. Bo te im się też zdarzają, chociaż rzadko. Jedno jest jednak pewne – to, co Szwajcarzy robią dziś, do nas dotrze najpóźniej za dekadę.
Antytytoniowy apel z Genewy
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wzywa do zaprzestania subwencji do uprawy tytoniu.
– Tytoń jest odpowiedzialny za osiem milionów zgonów rocznie, a mimo to rządy na całym świecie wydają miliony na wspieranie farm tytoniowych – powiedział w miniony piątek w Genewie szef WHO Tedros Adhanom.
W jego opinii, „zamiast uprawiać tytoń, który jest szkodliwy zarówno dla rolników, jak i dla palaczy, należy środki z dopłat przeznaczyć na wyżywienie potrzebującej wsparcia ludności świata”… Pomysł godny pochwały, ale czy wykonalny?
W najnowszym raporcie opublikowanym z okazji Światowego Dnia bez Tytoniu, który każdego roku przypada 31 maja, WHO zwróciła uwagę na europejskie „kraje rozwijające się”. Zwłaszcza na Macedonię Północną, która jest jednym z 20 największych eksporterów tytoniu na świecie… W tym niewielkim bałkańskim państwie uprawa tytoniu jest dotowana sumą w wysokości ponad 2,5 tysiąca dolarów za hektar. Podczas gdy plantator pszenicy może maksymalnie dostać 269 dolarów wsparcia. W samej tylko Szwajcarii plantatorzy produkujący tytoń otrzymali w latach 2015-2020 w sumie ponad 32 miliony dolarów dotacji.
Na całym świecie tytoń rośnie na powierzchni ponad 3 milionów hektarów w 124 krajach. Wysokie koszty nasion, nawozów i środków owadobójczych pokrywane są często przez rządy, dla których priorytetem jest utrzymanie niskiego bezrobocia. Co jest w pewnym stopniu zrozumiałe, bo likwidacja uprawy tytoniu mogłaby wywołać falę niezadowolenia społecznego i jeszcze bardziej podnieść poziom ubóstwa. Z drugiej jednak strony, biorąc pod uwagę szkodliwość tytoniu, nie powinny chyba dziwić działania rządów zmierzające do zakazu sprzedaży wyrobów zawierających nikotynę.
Od paru lat w krajach najwyżej rozwiniętych trwa kampania antytytoniowa. I rzeczywiście w wielu krajach wyroby tytoniowe zaczynają być powoli wycofywane ze sprzedaży. W awangardzie państw walczących z nałogiem palenia znalazła się Nowa Zelandia. Obowiązująca od tego roku ustawa wprowadza całkowity zakaz sprzedaży papierosów osobom urodzonym po 1 stycznia 2009 r. Za naruszenie nowych przepisów Nowozelandczycy mogą zapłacić grzywnę w wysokości nawet 95 tys. dol.
Jeszcze bardziej restrykcyjne przepisy obowiązują w Królestwie Bhutanu. Tu od roku 2010 obowiązuje całkowity zakaz sprzedaży papierosów.
W Europie jedna z wiodących sieci dyskontów – Lidl – już dwa lata temu wycofała sprzedaż tytoniu w Holandii. Podobne obostrzenia szykuje też w Danii. Tutejsze sklepy Lidla planują całkowitą rezygnację z handlu wyrobami tytoniowymi do końca 2028 roku.
Wrogowie takich pomysłów nawołują do opamiętania. Twierdzą, że takie zakazy zniszczą jedynie małe, rodzinne sklepiki, a palaczy zmuszą do zakupów na czarnym rynku. Cóż, znając historię amerykańskiej prohibicji, nie należy takiego obrotu spraw wykluczać.
Wysokie koszty transformacji klimatycznej
Najsilniejsza w szwajcarskim parlamencie partia – Szwajcarska Partia Ludowa (SVP) – jest jedynym dużym ugrupowaniem, które sprzeciwia się ustawie o ochronie klimatu. Jej działacze ostrzegają przed ogromnymi kosztami, jakie pociągnie za sobą transformacja energetyczna. Zadają też konkretne pytanie: „Jak wysokie byłyby jej koszty?”.
Zdaniem posła SVP Michaela Grabera: „Energia będzie trzy razy droższa niż obecnie. Jej cena wzrośnie nawet do 6600 franków na mieszkańca w skali roku”.
Przytoczone przez polityka dane przygotował uniwersytet EPFL z Lozanny, uchodzący za jedną z najbardziej dynamicznych i obiektywnych instytucji naukowych i technologicznych w Europie. Prof. Andreas Züttel z Instytutu Chemii Fizycznej tejże uczelni podkreśla, że gdyby Szwajcaria zastąpiła tylko ropę i gaz paliwami syntetycznymi – na przykład e-paliwami – to już takie rozwiązanie byłoby kosztowne. Jednak Helweci postawili na jeszcze bardziej radykalne sposoby ochrony klimatu – na samochody elektryczne i pompy ciepła. Czyli na całkowitą elektryfikację transportu i ciepłownictwa.
– To właściwa droga – uważa prof. Züttel. – Chociaż bardzo droga. Jednak, jeśli mądrze przeprowadzimy transformację, to będziemy w stanie nawet na niej zaoszczędzić. Największym problemem jest jednak przechowywanie energii. A co do tego, czy jest to konieczne i jakiej pojemności magazyny byłyby potrzebne, nadal wśród szwajcarskich naukowców nie ma konsensusu. Anthony Patt, profesor polityki klimatycznej na ETH Zurich, uważa, że zamiast magazynować duże ilości energii, co wiąże się z wysokimi kosztami, Szwajcaria powinna energię elektryczną importować. Zwłaszcza zimą. Z kolei zdaniem prof. Züttla byłoby to mocno problematyczne, gdyż – jak mówi: „Wszyscy nasi sąsiedzi będą mieli zimę w tym samym czasie co my, a jeśli nie tylko my przestawimy się na energię odnawialną, to generalnie zimą zabraknie nam energii”.
Spór trwa. Jedno jest pewne – oba scenariusze wymagają zmasowanej budowy farm fotowoltaicznych.
Ostateczną decyzję o tym, w jaki sposób Szwajcaria osiągnie neutralność klimatyczną, podejmą w referendum wyborcy. Głosowanie odbędzie się 18 czerwca.
Baseny, zjeżdżalnie i galerie handlowe w kościołach
W całej Europie kościoły tracą wiernych. Nie inaczej jest w Szwajcarii. Już za dwa lata połowa ludności nie będzie należeć do żadnego z dwóch głównych kościołów narodowych.
Wzrost przypadków apostazji oznacza kurczenie się funduszy z podatku kościelnego. A tymczasem koszt utrzymania około sześciu tysięcy budynków sakralnych pozostaje na tym samym poziomie. To z kolei zmusza do kalkulacji i poszukiwania nowych, niekonwencjonalnych rozwiązań.
W ciągu ostatnich 30 lat w Szwajcarii przebudowano około 200 budynków sakralnych. W części z nich zrezygnowano całkowicie z ich pierwotnego przeznaczenia. W wielu, prócz obrzędów i uroczystości religijnych, prowadzona jest także tzw. działalność mieszana.
Jednym z przykładów udanych rozwiązań jest Bazylea. W mieście tym, już w latach 90. ubiegłego wieku, mieszkańcy znaleźli sposób, jak zmienić przeznaczenie kościołów. I tak – kościół Ojca Bosko stał się centrum muzycznym. Elisabethenkirche jest obecnie budynkiem wielofunkcyjnym. A Lukaskirche został sprzedany jednemu z tzw. wolnych kościołów.
Z kolei w zuryskim Bullingerkirche od marca 2023 roku obradują sejmiki miasta i kantonu Zurych – jest to wprawdzie rozwiązanie doraźne, wprowadzone na czas remontu ratusza, ale dzięki niemu administrator budynku jest w stanie go utrzymać.
Podobnie dzieje się w Lucernie. Tutejszy katolicki Maihofkirche jest nadal kościołem, ale już od dekady pełni „rolę wielofunkcyjną”. W roku 2012 usunięto z niego ławki i urządzono galerię sztuki. Odbywają się tu także koncerty i oczywiście msze święte. Również w kościele przyklasztornym pod wezwaniem św. Józefa w Bazylei od 2010 roku mieści się Dom Sztuki.
Jak widać na przykładzie innych państw europejskich, sekularyzacja obiektów sakralnych w Szwajcarii to dopiero początek upadku chrześcijańskich religii Zachodu. W Niemczech, w Wielkiej Brytanii czy Irlandii już od wielu lat w kościołach odbywają się pchle targi i dyskoteki. Świątynie adaptowane są na przedszkola, supermarkety, siłownie, sale wspinaczkowe, skateparki, baseny, apartamenty, a nawet meczety.
Są też oczywiście kraje, w których kościoły po prostu się burzy. Tak jak na przykład we Francji… I, mówiąc szczerze, nie wiem, które rozwiązanie jest gorsze – czy adaptowanie budynków sakralnych na cele inne niż te, do których były pierwotnie przeznaczone, czy pozbywanie się ich w sposób iście barbarzyński.
Więcej o Szwajcarii i krajach niemieckojęzycznych na kanale autora:youtube.com/@DACHL
Krzysztof Maria Załuski
(pierwodruk w „Dzienniku Bałtyckim“)