Błędy „dużego kalibru” zdarzają się nie tylko na drogach, ale także na placu manewrowym. Podczas tego egzaminu w Tychach kursant, wykonując zadanie, prawie perfekcyjnie przejechał łuk. Zamiast jednak zatrzymać się na wyznaczonej kopercie, ruszył gwałtownie w stronę krzaków i wjechał na trawnik. Skąd takie błędy?
– To efekt całkowitego braku przygotowania do egzaminu – mówi bez ogródek Adam Piontek, egzaminator z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Katowicach. – Moim zdaniem tacy ludzie nie powinni w ogóle kończyć kursu na prawo jazdy. To oznaka braku kontroli nad pojazdem – komentuje.
Można być zaskoczonym, a nawet rozbawionym. Jednak konsekwencje takiego błędu mogą być tragiczne…
– Najbardziej tragiczną pomyłką była sytuacja z 2019 roku w Rybniku, kiedy zginął nasz egzaminator, potrącony przez starszą panią, która również była na egzaminie i pomyliła pedały. Różnica polega na tym, że nie uderzyła w płot czy latarnię, ale przejechała człowieka – mówi Adam Piontek.
Do wypadku doszło 24 czerwca 2019 roku w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego (WORD) w Rybniku. Podczas egzaminu na prawo jazdy 68-letnia kobieta pomyliła pedały, naciskając gaz zamiast hamulca. Samochód nagle przyspieszył, potrącając 35-letniego egzaminatora, który zginął na miejscu.
– To było drugie zadanie, tzw. łuk na placu manewrowym. Egzaminator nie znajduje się wtedy w samochodzie. Aby prawidłowo ocenić zadanie, musi być na zewnątrz. Osoba zdająca zostaje sama w aucie. Czasem zdarza się, że nie panuje ani nad pojazdem, ani nad swoimi emocjami. Często nie powinna w ogóle przystępować do egzaminu, powinna jeszcze się uczyć, albo nawet nie ukończyć kursu. Niestety, mamy taką rzeczywistość – dodaje.
dziennikzachodni.pl