
W polskim rejestrze figuruje obecnie 721 jednostek rybackich — o 103 mniej niż pod koniec 2023 roku. Liczba ta wydaje się wciąż wysoka, biorąc pod uwagę, że możliwości połowu są mocno ograniczone. Jak jednak zwraca uwagę Henryk Pozorski ze Stowarzyszenia Polskich Rybaków Przybrzeżnych, dane te nie oddają rzeczywistego obrazu sytuacji. Według niego wielu właścicieli kutrów od dawna nie prowadzi połowów, a sprzęt utrzymują jedynie po to, by pobierać dotacje i rekompensaty. – To zwyczajne żerowanie na państwie – mówi wprost rybak z Helu.
Najmniejsze połowy od prawie 60 lat
W 2024 roku złowiono 75,5 tys. ton ryb — o jedną piątą mniej niż rok wcześniej i najmniej od 1965 roku. Tendencja spadkowa trwa nieprzerwanie od 2018 r. Głównym problemem jest dramatyczny stan bałtyckiego dorsza. Komisja Europejska już kilka lat temu zakazała jego celowych połowów; dziś możliwy jest jedynie incydentalny przyłów. Ograniczenia dotknęły również inne gatunki — np. limity na połów śledzi obniżono o blisko 40%, a połowy ryb dennnych załamały się aż o 42%.
Naukowcy przyznają, że populacja dorsza wykazuje nieznaczną poprawę dzięki pojawieniu się dwóch liczebnych roczników, jednak nadal jest zbyt niska, by dopuścić wznowienie regularnych połowów.
Problemy ryb Bałtyku to efekt splotu niekorzystnych czynników – od zanieczyszczeń i powiększających się stref beztlenowych po błędy sprzed lat, kiedy intensywne połowy przemysłowe pozbawiły dorsze ich naturalnej bazy pokarmowej. Zdaniem Pozorskiego, choć foki i kormorany również odgrywają rolę, są to kwestie drugorzędne wobec nadmiernych połowów z przeszłości.
Flota topnieje, ale w statystykach wciąż widnieją jednostki-duchy
Polska flota składa się obecnie z 2 trawlerów, 108 kutrów i 611 łodzi. Najwięcej jednostek cumuje w portach Pomorza i Pomorza Zachodniego. Wiele z nich jednak od lat nie wypływa na morze. Najwyższy odsetek nieaktywnych statków dotyczy jednostek średniej długości (12–24 m), gdzie nawet co piąta łódź pozostaje tylko „na papierze”.
W ostatnich dwóch naborach na złomowanie jednostek, prowadzonych między grudniem 2023 a kwietniem 2025 r., zezłomowano 138 statków. Na rekompensaty przeznaczono łącznie 310 mln zł. Mimo to wciąż istnieje grupa właścicieli, którzy według rybaków tylko korzystają z systemu, nie wykonując faktycznej pracy. – Niektórzy mają po kilka kutrów, które stoją zarośnięte w trzcinach – mówi Pozorski. Jak dodaje, ministerstwo ma wprowadzić przepisy wymagające potwierdzania realnej aktywności połowowej jako warunku otrzymania wsparcia.
Rybacy małoskalowi walczą o przetrwanie, ale klienci wciąż czekają na świeże ryby
W zawodzie dominują osoby starsze — młodzi rzadko decydują się na pracę na morzu. Zdarzają się jednak wyjątki, np. ludzie zmieniający życie po latach w korporacjach.
Pozorski, który łowi głównie dla lokalnych sklepów i turystów, przyznaje, że dochody nie są wysokie, ale pozwalają godnie żyć. – Mam stałych klientów i robię to, co kocham, więc nie narzekam – podkreśla. Zauważa też, że instytucje unijne zaczynają bardziej interesować się losem małych rybaków, którzy przez lata byli pomijani na rzecz dużych firm łowiących na pasze.
– Może wreszcie doczekamy się zmian, które przyniosą korzyść zarówno rybakom, jak i samemu Bałtykowi – dodaje.
nowosci.com.pl


