Zaczynali 6 marca od 60 miejsc, minionej nocy w punkcie recepcyjnym dla uchodźców z Ukrainy, stworzonym w Instytucji Kultury Katowice Miasto Ogrodów stało już 270 łóżek i wszystkie były zajęte. Jest gwarno i cały czas coś się dzieje.
Miejsce, w którym zwykle odbywają się spektakle, koncerty i wystawy, zamieniło się w specyficzny hotel, którego obsługę stanowią m.in. urzędnicy, farmaceuci, górnicy, terytorialsi i strażacy. Szatnia na najniższym poziomie budynku zamieniła się w stołówkę dla uchodźców, z działającym z boku punktem wyżywienia dla ich zwierzaków. Na ścianie “stołówki” – duże kolorowe prace plastyczne, wykonane przez ukraińskie dzieci pod okiem wolontariuszy. Nieopodal przejście do łaźni, którą trzeba było przywieźć – to mobilny kontener z prysznicami, połączony z budynkiem ogrzewanym przedsionkiem.
“Od uruchomienia tego punktu skorzystało z niego już 2 tys. osób” – poinformowała w środę rzeczniczka wojewody śląskiego Alina Kucharzewska. “To nie jest miejsce długiego pobytu, tylko odpoczynku przed dalszą drogą. Można się tu przespać, zjeść, wykąpać, zaopatrzyć w podstawowe artykuły” – dodała.
Uchodźcy przyjeżdżają tu najczęściej busami straży pożarnej z dworca w Katowicach. W punkcie zbierane są deklaracje od tych, którzy są zainteresowani wyjazdem dalej – do Berlina lub Pragi, następnie organizowany jest dla nich transport do specjalnych lub rejsowych pociągów.
Z noclegu w punkcie skorzystała m.in. pani Tatiana, która przyjechała z Charkowa z 10-letnim synem Aleksandrem i psem. Czekają właśnie na transport w okolice Gliwic, gdzie kobieta chce się spotkać z siostrą, która – również z dzieckiem – opuściła Ukrainę 3 dni wcześniej. O tym, co zostawiła za sobą, Tatiana nie potrafi mówić bez łez.
“Mieszkamy na obrzeżach Charkowa, więc najpierw czekaliśmy, co się wydarzy, ale kiedy zaczęły się bombardowania, pojechaliśmy do centrum i 5 dni spędziliśmy w metrze, które służy jako schron. Potem mąż powiedział, że trzeba ratować dziecko i żebym wyjechała. Przez Tarnopol i Lwów dotarłam do Polski” – opowiada Tatiana. Z dalszymi decyzjami czeka na spotkanie z siostrą, ale nie wyklucza, że zostanie na razie w Polsce. “To taki gościnny kraj” – podkreśla już z uśmiechem.
Obok miejsca, w którym uchodźcy oczekują na transport, działa punkt apteczny, w którym dyżurują dwaj farmaceuci. “Ludzie zgłaszają się z typowymi w podróży dolegliwościami – ból głowy, rozstrój żołądka, czasem biegunki, nadciśnienie. Wydajemy tylko leki bez recepty, możemy też poinformować, jakie są polskie odpowiedniki ukraińskich leków” – wyjaśnia farmaceuta Maciej Skałka.
Dalej jest punkt wydawania kart telefonicznych i wyłożony dywanami kącik zabaw dla dzieci z mnóstwem zabawek i napisem po ukraińsku, że można je zabierać. “Ten punkt powstał z darów mieszkańców, nadal je przynoszą. Jedzenie, ubrania, zabawki i środki czystości to coś, co schodzi tu na bieżąco” – informuje Alina Kucharzewska.
W dużych przestrzeniach galerii działających na wyższych piętrach stanęły łóżka polowe, dostarczone z Agencji Rezerw Strategicznych. Przy tych opróżnionych właśnie przez uchodźców udających się w dalszą drogę krzątają się związkowcy z “Solidarności” kopalni Piast w Bieruniu. Zbierają pościel, która następnie trafi do pralni, i dezynfekują łóżka. Pracują codziennie od g. 7 do 17. “Szczerze? Czas tak szybko tu mija, że nie wiem kiedy jest 17. Non stop jest zajęcie, coś się robi. Są tu przeważnie kobiety z dziećmi, pomagamy im przenieść walizki czy wózki z małymi dziećmi. To czwarte piętro, więc jest trochę biegania” – relacjonuje Paweł Niesyto.
Przyznaje, że są też trudne momenty, jak wtedy, kiedy obok śmiejących się dzieci kobieta odebrała telefon z Ukrainy i rozpłakała się. “Może dostała wiadomość, że ktoś z jej bliskich zginął… Z kolei w poniedziałek inna kobieta opowiadała, jak się tu znalazła. Była w domu i bomba uderzyła w dom jednorodzinny obok. Wyszła z mężem zobaczyć, co się stało u sąsiada, a wtedy następna bomba uderzyła też w ich dom. Przez przypadek się uratowali, przyjechali tu z tym, co mieli na sobie” – opowiada górnik.
W Mieście Ogrodów oraz na dworcu PKP w Katowicach pomagają też kadeci z Centralnej Szkoły Państwowej Straży Pożarnej w Częstochowie, codziennie przyjeżdża 15-osobowa grupa z opiekunem. “Odprowadzamy do autobusów, pomagamy w noszeniu bagaży, bo zwłaszcza starsze osoby nie zawsze dają radę. Myślę, że jesteśmy tu potrzebni, bo tych sił nie jest tu aż tak dużo, każda para rąk się przydaje” – uważa kadet Amadeusz Morawiec.
Ciepłe posiłki – najczęściej to sycąca zupa “z wkładką” – przyrządza personel kuchni ze Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. Surowce pochodzą z darów lub ze środków wojewody śląskiego. “Co do kosztów zakwaterowania – trwają uzgodnienia między wojewodą a gminami. Będą podpisane porozumienia. Czekamy na wyliczenia gmin co do ilości zakwaterowanych uchodźców i na tej podstawie, po weryfikacji, środki będą wypłacane gminom” – zapewnia Alina Kucharzewska. (PAP)
Autorka: Anna Gumułka, foto: PAP/Grzegorz Michałowski