Foto: PAP/Adam Warżawa
W tym roku przypada nie tylko 30. rocznica wyborów z 4 czerwca 1989 r., lecz również 20. rocznica powołania Instytutu Pamięci Narodowej. Powstanie tej instytucji dało historykom dostęp do archiwów komunistycznej bezpieki. Jak wiele te źródła zmieniły w naszej wiedzy o początkach polskiej transformacji?
Gdy w Magdalence ustalono, że odbędą się wolne wybory do Senatu, władze zdecydowały się na przyjęcie ordynacji zbliżonej do większościowej. Zakładała ona, że z każdego województwa będzie wybranych po dwóch senatorów, a z warszawskiego i katowickiego po trzech. Wynikało to z ocen przygotowanych przez Służbę Bezpieczeństwa. Według tych raportów opozycja miała struktury skoncentrowane w kilkunastu województwach, w których znajdowały się największe ośrodki miejskie. Wedle SB w wyniku krótkiej kampanii wyborczej możliwe było odniesienie przez PZPR i jej sojuszników zwycięstwa w około trzydziestu województwach „rolniczych”. Oczywiście to założenie okazało się fałszywe.
Jest to jednak dobry przykład tego, w jaki sposób dokumenty SB wpływały na decydentów.
W Polsce wciąż jeszcze możemy liczyć na „wypadnięcie z szafy” takich materiałów jak teczka „Bolka”. Jednak archiwa posiadane przez IPN, włącznie z niemal zupełnie zlikwidowanym zbiorem zastrzeżonym, są już na tyle dobrze znane, że nie możemy liczyć na odnalezienie w nich przełomowych materiałów zmieniających naszą wiedzę o tych wydarzeniach.
Częściowo znamy pochodzące z 1989 r. raporty ówczesnego ambasadora USA w Warszawie Johna R. Davisa Jr. Nie znamy jednak ocen formułowanych przez analityków CIA, które dotyczyłyby sytuacji w PRL. Tego rodzaju materiały niewątpliwie mogłyby przybliżać nas do zrozumienia przemiany, do której doszło w amerykańskiej polityce zagranicznej w pierwszej połowie 1989 r. Ta reorientacja opierała się na szybkiej zmianie stosunku administracji amerykańskiej do gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Do roku 1989 był traktowany jako przeciwnik władz USA. Sankcje wprowadzone przez prezydenta Ronalda Reagana były wymierzone przeciwko systemowi rządów Jaruzelskiego. Nagle, wczesnym latem 1989 r., Amerykanie bardzo wyraźnie i zdecydowanie angażują się we wsparcie dla Jaruzelskiego w drodze do przejęcia przez niego urzędu prezydenta.
W lipcu 1989 r., miesiąc po wyborach z 4 czerwca, do Warszawy przylatuje prezydent George H.W. Bush i stwierdza, że Stany Zjednoczone widzą w Jaruzelskim kandydata na urząd prezydenta PRL. To gwałtowna zmiana polityczna. Jest ona powszechnie wyjaśniana dążeniem Amerykanów do wspierania Michaiła Gorbaczowa. Dla przywódcy ZSRS niewybranie Jaruzelskiego na prezydenta PRL mogłoby oznaczać poważne problemy polityczne. W opinii Amerykanów mogłoby to doprowadzić do załamania procesu demokratyzacji w Polsce oraz ataku twardogłowych z Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego na Gorbaczowa. Dlatego Amerykanie dążyli do wspierania bardzo powolnego i ewolucyjnego procesu przemian w Polsce.
Tak jest również z dokumentami sowieckimi z 1988 i 1989 r., które pokazują, że Kreml akceptuje przemiany zachodzące w Polsce. Szczególne znaczenie ma dokument z września 1989 r., po powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego. Władze KPZS uznały go za podstawę swojego stanowiska wobec tego faktu i stosunków z Polską. Stwierdzano w nim m.in., że powstający gabinet zażąda wyprowadzenia wojsk sowieckich z Polski. Tymczasem Rada Ministrów pod przewodnictwem Mazowieckiego zdecydowała się sformułować takie żądanie dopiero rok później. Możemy więc tylko domniemywać, w jaki sposób politycy sowieccy doszli do takiego wniosku, ale nie dysponujemy dokumentami, które doprowadziły ich do takiej tezy. Mamy więc hipotezy, lecz nie mamy pełnego instrumentarium dokumentów, które byłyby ich potwierdzeniem.
Inne dokumenty wskazują na oddziaływanie sowieckie nie przez służby specjalne, ale m.in. podróże Michaiła Gorbaczowa. Wyjątkiem mogą być wydarzenia w Rumunii. Wszystko wskazuje na wpływ sowiecki na rewolucję rumuńską z grudnia 1989 r. W jej trakcie snajperzy Securitate mieli siać spustoszenie wśród protestujących. Prawdopodobnie nie byli związani z rumuńską bezpieką, ale ze służbami sowieckimi. Ich celem było spotęgowanie chaosu i obalenie Nicolae Ceauescu. Żadnego z rzekomych snajperów z Securitate nie zdołano zidentyfikować. Wpływ Moskwy można poznać po owocach rewolucji rumuńskiej. Władzę przejął Ion Iliescu, dawny działacz partii komunistycznej, który w latach osiemdziesiątych popadł w niełaskę u Ceauescu i został odsunięty na boczny tor. W młodości był przyjacielem Gorbaczowa i znali się z akademika jednej z sowieckich uczelni. Możemy więc mówić o ewidentnie sowieckiej operacji. Taką tezę potrafię wysunąć wobec wydarzeń w Rumunii, ale w przypadku PRL nie mozna dostrzec tego rodzaju wpływu Moskwy.
Zagrożenie dla porozumień z Magdalenki i okrągłostołowych mogłoby zaistnieć tylko wtedy, gdy na ulicach Warszawy rozwścieczony tłum zacząłby się zachowywać tak jak na ulicach Budapesztu jesienią 1956 r. i np. linczować lub wieszać na latarniach esbeków i towarzyszy z PZPR. Wówczas broniliby się. Jednak w sytuacji, w której Jaruzelski nie zostałby prezydentem, wybrany zostałby inny kandydat. Mógłby nim być już wówczas Lech Wałęsa lub jakiś ponadpartyjny kandydat, np. prof. Aleksander Gieysztor. Niewątpliwie taki wybór „przejściowego prezydenta” przyspieszyłby zmiany w Polsce. Nie byłoby żadnego „stanu wojennego-bis”. Jasnym sygnałem dla władz były wyniki wyborów w obwodach zamkniętych, m.in. w wojsku. Jasno pokazywały, że nie ma tam woli powtarzania siłowej operacji wymierzonej w opozycję. Tak długo jak nie było bezpośredniego zagrożenia dla ludzi starego reżimu, tak długo nie było ryzyka rozwiązań siłowych.
Pierwszym obszarem badań historycznych dotyczących tamtego czasu powinna być polityka zagraniczna. Toczyły się wtedy niezwykle ważne rozgrywki: wokół zjednoczenia Niemiec, likwidacji Układu Warszawskiego i Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej oraz wyprowadzenia wojsk sowieckich z Polski. To temat na potężną monografię. Ważnym tematem jest też historia narodzin Grupy Wyszehradzkiej i stopniowego zacieśniania współpracy Polski z państwami wyzwalającymi się z komunizmu.
Jesli chodzi o t.zw. planie Balcerowicza – jest on znany z punktu widzenia wskaźników gospodarczych, ale na opisanie wciąż czeka polityczny aspekt tych zmian, m.in. walka toczona wokół szczegółowych zapisów ustaw oraz historie afer gospodarczych. Nie chodzi już o sensacyjną publicystykę, lecz rzeczywiste prześledzenie przemian. Dzieje afery alkoholowej wymagają wejścia do archiwów ministerstw, zwłaszcza dawnego Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą i prześledzenia tego, jak powstawały dziwne przepisy powodujące straty budżetu.
Wielkim oddzielnym tematem jest historia służb związanych z MSW. Już w czerwcu ukaże się monografia Krzysztofa Kozłowskiego „Koniec imperium MSW”. To pierwsza próba opisu procesu przekształcenia Służby Bezpieczeństwa w Urząd Ochrony Państwa. Podobne monografie powinny powstać w odniesieniu do wymiaru sprawiedliwości.
Brakuje historii narodzin Krajowej Rady Sądownictwa lub powstania nowego Sądu Najwyższego. Również inne obszary życia społecznego zasługują na poważne badania. Przed historykami otwiera się całe morze zagadnień. Wymagają sprawdzenia potężne archiwa, m.in. Najwyższej Izby Kontroli. Korzystałem z niektórych znajdujących się tam dokumentów i uważam, że są swoistą fotografią przemian w Polsce. Mam nadzieję, że historycy będą systematycznie sięgać do tych materiałów w miarę upływania karencji archiwalnej. Dla badaczy dziejów najnowszych otwierają się zupełnie nowe obszary.
Michał Szukała (PAP) opracowano na podstawie wywiadu PAP z prof. A. Dudkiem