
Zdjęcie ilustracyjne
Mieszkańcy jednego z wieżowców przy ul. Żwirki i Wigury w Katowicach od lat żyją w strachu. Źródłem ich problemów jest starsze małżeństwo zajmujące lokal komunalny w budynku, w którym pozostałe mieszkania należą do prywatnych właścicieli. Jak mówią lokatorzy, codziennością są tam libacje, awantury, wyzwiska i agresja.
— Zanim wyjdę na klatkę schodową, zawsze sprawdzam przez wizjer, czy nie ma tam sąsiadki. Boję się, że znowu mnie zaatakuje — opowiada jedna z mieszkanek w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Lata awantur i interwencji policji
Według relacji mieszkańców, uciążliwe zachowania trwają już od kilku lat. W budynku często dochodzi do głośnych libacji i rzucania przedmiotami, a pies należący do lokatorów ma biegać swobodnie po klatce schodowej. „Sąsiadka dwukrotnie wtargnęła do mojego mieszkania, była wtedy pod wpływem alkoholu. Wyzywała mnie i inne kobiety z bloku, także przy dzieciach” — relacjonuje jedna z poszkodowanych.
Niedawno doszło tam nawet do dramatycznego incydentu — podczas jednej z imprez w mieszkaniu doszło do pchnięcia nożem. Policja potwierdza, że zatrzymano w tej sprawie 48-letniego mężczyznę, który trafił do tymczasowego aresztu. Funkcjonariusze interweniowali w tym budynku wielokrotnie – najczęściej w związku z zakłócaniem porządku i awanturami.
Mieszkańcy czują się bezradni
Lokatorzy przyznają, że żyją w napięciu i obawiają się kolejnych tragedii. – Boimy się, że pewnego dnia dojdzie do pożaru albo ktoś zostanie poważnie ranny – mówią.
Jak tłumaczy Aneta Błaszczyk-Przybysz z firmy Zarządzanie Nieruchomościami Urszula Knapik, wspólnota mieszkaniowa ma w tej sytuacji ograniczone możliwości działania.
– Przepisy prawa nie pozwalają wspólnocie ingerować w relacje między właścicielem a najemcą ani żądać eksmisji osób, które zakłócają porządek – wyjaśnia.
Miasto: „Sytuacja jest monitorowana”
Mieszkanie, w którym przebywają kłopotliwi lokatorzy, należy do Komunalnego Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Katowicach. Urzędnicy przyznają, że znają sprawę, ale – jak twierdzą – nie widzą podstaw do podjęcia radykalnych działań.
– Najemcy regulują wszystkie opłaty, dlatego obecnie nie ma przesłanek do rozwiązania umowy najmu – informuje KZGM.
„To nie my jesteśmy winni”
Sami lokatorzy, na których skarżą się mieszkańcy, zaprzeczają zarzutom. W rozmowie z „Wyborczą” twierdzą, że to oni są ofiarami nagonki i że sąsiedzi „uwzięli się” na nich bez powodu. Zaprzeczają też, by organizowali awantury czy zakłócali spokój.
onet.pl

