
Zdjęcie ilustracyjne.
Coraz więcej Niemców przyjeżdża w okresie świątecznym na jarmark bożonarodzeniowy w Szczecinie, który dzięki bliskości granicy staje się dla nich naturalnym kierunkiem weekendowych wyjazdów. Wielu z odwiedzających nie ukrywa, że jednym z kluczowych powodów wizyty jest większe poczucie spokoju niż na podobnych imprezach u siebie. — Po tym, co wydarzyło się u nas w zeszłym roku, nie byliśmy w stanie pójść na żaden jarmark w Niemczech — opowiada w rozmowie z Interią para z Magdeburga.
Niespełna trzydziestoletni Ron przyjechał do Polski po raz pierwszy. Mimo że mieszka w Magdeburgu, na otwarcie szczecińskiego kiermaszu pokonał ponad 300 kilometrów, by zobaczyć, jak wygląda przedświąteczna atmosfera po polskiej stronie Odry. Spotykamy go na ławce na placu Adamowicza, pomiędzy stoiskami pełnymi rękodzieła, jedzenia i regionalnych ozdób. On i jego partnerka Jenny jedzą jeszcze ciepłe pierogi kupione chwilę wcześniej.
— Tak naprawdę to bezpieczeństwo zdecydowało, że przyjechaliśmy właśnie tutaj. Po zamachu u nas w kraju nie chcemy przeżywać tego ponownie. Tutaj nie ma funkcjonariuszy z karabinami maszynowymi co kilka kroków, atmosfera jest dużo spokojniejsza, ludzie są bardziej zrelaksowani, a ceny też są przyjemniejsze — mówi Ron.
To właśnie w ich rodzinnym Magdeburgu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia w 2024 roku, Talib al-Abd al-Muhsin wjechał samochodem w tłum, zabijając sześć osób i raniąc kilkaset kolejnych. — To było ogromne wstrząs dla miasta, coś trudnego do opisania — wspomina Jenny. Od tego czasu oboje nie są w stanie wrócić na lokalny jarmark. — On niby się odbywa, ale widać więcej policji niż odwiedzających. To już nie to — dodaje Ron.
„Nawet nie chcę wracać myślami do tego, co się wydarzyło rok temu”
Kilka ulic dalej, na placu Żołnierza Polskiego, spotykamy trójkę znajomych z Poczdamu. W ich przypadku kwestią decydującą o wyborze miejsca nie było bezpieczeństwo, choć przyznają, że również zwracają na nie uwagę.
— Każdego roku jedziemy na jakiś jarmark bożonarodzeniowy, zazwyczaj na weekend. Ponieważ w Szczecinie nikt z nas wcześniej nie był, uznaliśmy, że dobrze byłoby zobaczyć coś nowego — tłumaczy Sophia, około pięćdziesięcioletnia mieszkanka Poczdamu. Zauważa, że w porównaniu z niemieckimi kiermaszami w Szczecinie jest wyraźnie mniej tłoczno — co, jak dodaje z uśmiechem, „można uznać za plus”.
Zapytana o nastroje w Niemczech po ostatnich zamachach, zaznacza, że nie przyjechali tutaj z lęku. — Chodziło nam bardziej o poznanie, jak wyglądają takie wydarzenia w innych krajach. Ale jeśli ktoś jest z Magdeburga, to wcale się nie dziwię, że nie chce iść na jarmark u siebie. Ja sama nie potrafię o tym ataku mówić, a co dopiero tam wracać — podkreśla.
Ekspert: Polskie służby działają w oparciu o doświadczenia innych państw
Dr hab. Marek Cupryjak z Instytutu Nauk o Bezpieczeństwie i Polityce Uniwersytetu Szczecińskiego przypomina, że nie tylko Magdeburg mierzył się z tragedią — kilka lat wcześniej, w 2016 roku, w Berlinie doszło do ataku na jarmark, gdzie terrorysta Anis Amri porwaną polską ciężarówką wjechał w ludzi, zabijając 12 osób. Zdaniem eksperta wydarzenia te wpłynęły na sposób, w jaki zabezpiecza się duże świąteczne imprezy w Polsce.
— Polskie służby wyciągają wnioski z doświadczeń z zagranicy i od lat wprowadzają coraz bardziej kompleksowe środki bezpieczeństwa. Między innymi stosuje się masywne blokady drogowe, wzmacnia patrole i wprowadza dodatkowe działania operacyjne — mówi Cupryjak. Dodaje, że na ulicach pojawia się nie tylko policja, ale też straż miejska, straż graniczna, a w razie potrzeby również wojsko.
Duże atrakcje jako naturalne blokady. Diabelski młyn zamiast betonowych barier
Do Szczecina od dawna chętnie przyjeżdżają zagraniczni goście, a sami mieszkańcy regionu tradycyjnie odwiedzają jarmarki w Berlinie, Poczdamie czy Dreźnie. W tym roku — po wydarzeniach za zachodnią granicą — organizatorzy zwrócili szczególną uwagę na kwestie bezpieczeństwa.
Celina Wołosz z Żeglugi Szczecińskiej Turystyki i Wydarzeń podkreśla, że zmiany wprowadzane są sukcesywnie. — Każdego roku analizujemy, co można usprawnić i dostosowujemy procedury. Są patrole policji, strażnicy miejscy, ochrona, ale też przeszkoleni pracownicy, którzy wiedzą, jak reagować na pozostawione pakunki czy podejrzane sytuacje — wyjaśnia.
Zabezpieczenia obejmują również odpowiedni układ atrakcji. Jarmark rozłożony jest na trzech placach: Adamowicza, Lotników i Żołnierza Polskiego. — Przy wjazdach ustawiliśmy duże konstrukcje, które fizycznie blokują możliwość wjechania samochodem na teren imprezy. Działają jak naturalne bariery — mówi Wołosz. Rolę takich „barier” pełnią m.in. diabelski młyn, wenecka karuzela czy wysoki wiatrak — ogromne i ciężkie instalacje, które skutecznie zamykają przejazd.
„Nie zdajecie sobie sprawy, jak bezpiecznie tu macie”
Dr hab. Cupryjak podkreśla, że tego typu środki są konieczne — zwłaszcza w okresie, gdy na ulicach jest więcej turystów i spacerowiczów. — Wzmożony ruch oznacza również większą odpowiedzialność służb — komentuje.
Jarmark w Szczecinie potrwa do 21 grudnia, a największa fala odwiedzających z Niemiec dopiero się spodziewa. Sprzedawcy, którzy działają tu od lat, mówią zgodnie: im bliżej świąt, tym większe tłumy, szczególnie zza granicy. Ron z Magdeburga potwierdza to z własnej perspektywy:
— U was naprawdę jest spokojniej. Nie doceniacie tego na co dzień, ale my czujemy różnicę od razu — podsumowuje.
interia.pl


