
Takiego zdarzenia w Tatrach jeszcze nie odnotowano. Turysta podjął próbę zjazdu z Rysów na plastikowym “jabłuszku”. Niestety, jego plan został nagle przerwany, gdy na trasie pojawił się lis. W wyniku zamieszania mężczyzna stracił kontrolę, zgubił jabłuszko oraz czekan i był zmuszony spędzić noc na szczycie góry. Rankiem ewakuowano go śmigłowcem do Zakopanego.
Niecodzienna przygoda turysty z pewnością na długo zapisze się w pamięci ratowników i wszystkich śledzących wydarzenia w Tatrach. Mężczyzna wyruszył na Rysy w wielkanocny poniedziałek po południu, planując zejście przy pomocy jabłuszka. Około godziny 21 rozpoczął schodzenie, jednak niespodziewane spotkanie z lisem pokrzyżowało mu plany. Po utracie jabłuszka i czekana zdecydował się wezwać pomoc.
– Po zgubieniu jabłuszka mężczyzna przekoziołkował, ale na szczęście nie odniósł poważniejszych obrażeń. Jako że znajdował się w górnej części, uznał, że najlepiej będzie wrócić na szczyt. Tak też zrobił – relacjonuje Edward Lichota z TOPR.
Turysta miał przy sobie jedzenie, napoje i koc termiczny, co pozwoliło mu bezpiecznie przeczekać noc. Przed godziną szóstą rano został przetransportowany helikopterem do Zakopanego.
Ratownicy podkreślają, że wyprawa była wyjątkowo nieodpowiedzialna. Turysta nie był właściwie przygotowany – wyruszył późnym popołudniem, a zejście rozpoczął już po zmroku. Nie posiadał raków, tylko dwie pary raczków, które nie nadają się na ten odcinek. Co prawda miał czekan, ale zgubił go, a „jabłuszko” było zupełnie nieodpowiednie na taką trasę.
– Można wręcz powiedzieć, że szczęśliwie się złożyło, że zgubił te jabłuszko. Gdyby nabrał na nim prędkości, mogło dojść do tragicznego wypadku – zaznacza ratownik.
W jego plecaku, oprócz ślizgu, znajdował się też zaskakujący zestaw sprzętu: cztery czołówki, laser, paralizator, dwa telefony i powerbank, który jednak był rozładowany. Telefony również zaczęły tracić zasilanie.
gazetakrakowska.pl