
Najpierw z lokalu na piątym piętrze spadały różne sprzęty. Potem prowokator zablokował się w pokoju i stanął na parapecie. — Karim, kolego, uspokój się — błagał policjant. — Nie, jestem zajęty — odrzekł.
Dramatyczne sceny rozegrały się w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu. Zaskakujące, że Karim wpadł w szał zupełnie bez powodu. Powinien był być wdzięczny, bo 20-latek pochodzący z Ukrainy nie miał gdzie się zatrzymać. Jeden z mieszkańców wynajętego mieszkania przyjął go pod swój dach. Gdy najemca poszedł do pracy, gość zaczął demolować mieszkanie. Nie spędził tam nawet jednej nocy. Pozostali współlokatorzy wezwali policję. Przed blokiem trzeba było uważać, aby czegoś nie oberwać.
Kiedy patrol rozmawiał ze zgłaszającymi mężczyznami, na ich oczach z wielkim hukiem spadł laptop. Policjanci najpierw próbowali rozwiązać sytuację pokojowo. — Karim, otwórz, porozmawiamy — prosił policjant. — Nie, jestem zajęty — odpowiedział 20-latek. Kiedy funkcjonariusze chcieli się zbliżyć do niego, mężczyzna wszedł na parapet. Mundurowi natychmiast się cofnęli.
Wkrótce pod blok przyjechali strażacy z ogromną poduszką powietrzną, która mogłaby złagodzić upadek w razie skoku i uratować życie desperata. Jednak sytuacja potoczyła się inaczej. W końcu policjanci, korzystając z osłon tarcz, sforsowali barykadę w pokoju i obezwładnili 20-latka. Mężczyzna był bardzo pobudzony i agresywny. Wyprowadzono go z bloku półnagiego. Na nagraniu widać, jak trudno mu oddychać i łapać powietrze. 20-latek trafił do szpitala.
Gdy wyzdrowieje, odpowie za zniszczenie mienia. Grozi mu do 5 lat pozbawienia wolności.
fakt.pl