
Louis Diebel.
Wizyta króla Wilhelma I na Śląsku była sporym wydarzeniem a jego przychylność wobec planów Diebela, dodała burmistrzowi rezonu. Oprócz sądu okręgowego i aresztu śledczego, w Katowicach miało powstać gimnazjum bezwyznaniowe. Było to spore i bardzo kosztowne przedsięwzięcie, ale dla rozwijającego się miasta byłoby kolejnym kamieniem milowym. Na ten cel Katowice zaciągnęły w berlińskiej “centrali” pożyczkę w wysokości 25 tysięcy talarów. Przychylność późniejszego cesarza miała spory wpływ na jej przyznanie, ale wielką rolę odegrali w tej kwestii katowiccy masoni oraz ich nieformalne kontakty.
Czy plan Diebela od początku zakładał “przejęcie” tych środków, czy może pozyskana suma zawróciła mu w głowie a “okazja uczyniła złodzieja” – nie wiadomo. W każdym razie pewnego jesiennego dnia burmistrz nie pojawił się w pracy. Zaczęto go szukać, wszak nie był tylko poślednim obywatelem Katowic. Gdy okazało się, że Diebela nigdzie nie można znaleźć pojawiły się plotki o … porwaniu. Zaniepokojony sytuacją, “promotor” Diebela i przewodniczący katowickiej rady miejskiej Richard Holtze postanowił sprawdzić stan miejskiej kasy. Przeczucie go nie zwiodło, a może po prostu dobrze znał swego “podopiecznego”, wszak nie był to pierwszy, finansowy skandal w jaki uwikłany był Louis Diebel.
W latach 70-tych XIX wieku w Katowicach wychodziły dwie gazety. Niemiecka o długim i skomplikowanym tytule “Der Allgemeine Anzeiger fur den Oberschlesien Industriebezirk” oraz jej polska konkurencja – “Katolik”. Chyba nie trzeba dodawać, że obie gazety mocno ze sobą rywalizowały – podtekstów było wiele – od tych narodowościowych, poprzez religijne a także polityczne i światopoglądowe. I właśnie dziennikarze polskiego czasopisma ujawnili aferę na szczytach lokalnej władzy. A ta nawet jak na warunki nowopowstałego miasta była ogromna. “Burmistrz Diebel ukradł z kasy miejskiej pieniądze i czmychnął w świat” – głosił wielki tytuł na pierwszej stronie. W tekście nie zabrakło też szokujących szczegółów defraudacji – “gdy pożyczka przyszła pocztą, burmistrz, odebrawszy 15 tysięcy talarów w papierach, znikł z pieniędzmi jak kamfora, a miastu z całej pożyczki pozostało tylko 10 tysięcy” – alarmował autor artykułu.
15 tysięcy talarów – na tamte czasy była to suma niewyobrażalna – dziś liczylibyśmy ją w milionach złotych. Dość powiedzieć, że dobrze prosperujący przedsiębiorca mógł zarobić “w porywach” 1500 talarów… rocznie. Skandal, jaki wybuchł po zniknięciu burmistrza, był trudny do opisania. Przede wszystkim, położył się cieniem na coraz prężniejszej katowickiej loży masońskiej “Loge zum Licht im Osten” założonej przez wspomnianego wcześniej Richarda Holtzego. Loża działała pod auspicjami Wielkiej Narodowej Loży Matki w Berlinie. Jak łatwo się domyślić, pożyczka na budowę gimnazjum, musiała wtedy zostać załatwiona za pośrednictwem nieoficjalnych kontaktów wolnomularzy. Kiedy wyszedł na jaw jej kuriozalny przepadek, katowiccy masoni byli skompromitowani…
“Dzięki Bogu, że Diebel nie jest naszej wiary, lecz członkiem wolnomularzy”- ekscytował się “Katolik” w listopadzie 1870 roku. “Ciekawi jesteśmy, czy masoni za zbiegłego współbrata i dla ratowania honoru nagrodzą stracone pieniądze dobrowolnymi składkami?” – pytała gazeta. Jak łatwo się domyślić wydawca i dziennikarze tego periodyku zwolennikami wolnomularstwa nie byli. Pomijając już zawiłości ówczesnego życia polityczno-społecznego, rada miejska Katowic była w wielkim kłopocie…
CDN
Mariusz Kozak